Ta skandaliczna sytuacja miała miejsce w Szpitalu Powiatowym w Kolbuszowej. Jak podają media, jeden z dyżurujących wówczas na izbie Przyjęć lekarzy twierdził, że pacjent nie wymaga pomocy medycznej, jednak prawda była zupełnie inna.
Pacjent trafił do kolbuszowskiego szpitala z dusznościami i w bardzo ciężkim stanie w zeszły weekend. To był 76-letni pacjent hospicjum, który nagle poczuł się znacznie gorzej. Tłumaczenia, jakie usłyszeli dziennikarze Polsatu News od dyrektora kolbuszowskiego szpitala, wołają o pomstę do nieba.
Sprawą zajęła się policja i prokuratura
O podobnych historiach można było usłyszeć od czasu do czasu i było o nich głośno całymi tygodniami. Po wprowadzeniu w kraju stanu epidemicznego i medialnej akcji koronawirusowej, ludzie zaczęli się bać własnego cienia – a nóż ma koronawirusa…? Placówki medyczne przestały wpuszczać pacjentów, wprowadzono teleporady, na które także trzeba czekać, jednak nie są one pomocne w chwili, gdy należy postawić szybką diagnozę. Lekarze przestali liczyć się z konsekwencjami nieudzielenia pomocy potrzebującemu jej pacjentowi.
Plagą stało się odsyłanie z przysłowiowym kwitkiem ludzi w ciężkim stanie. Dyrektor szpitala w Kolbuszowie Zbigniew Strzelczyk, zabrał głos w sprawie zgonu 76-latka po odmowie przyjęcia do kierowanego przez niego szpitala.

Anestezjolog przyszedł, zbadał pacjenta, powiedział, że jest on stabilny oddechowo i nie wymaga leczenia na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Przyjechał do szpitala umrzeć, tak to można krótko, wulgarnie podsumować.
Według ustaleń dziennikarzy polsat News, pacjent miał zaawansowanego raka wątroby. Na oddział trafił około 23:00, jednak zmarł następnego dnia rano.
Lekarz, który w końcu zgodził się zająć cierpiącym na duszności pacjentem, zrezygnował potem z dalszego pełnienia dyżuru, jak twierdził – z powodu presji służb. Dyrektor szpitala stwierdził, że 76-latek nie potrzebował pomocy medycznej, lecz wiozący go ratownicy medyczni byli zupełnie innego zdania i na miejsce wezwali policję. Przedstawicielka kolbuszowskiej policji Jolanta Skubisz-Tęcza potwierdza wezwanie przez załogę karetki pogotowia.
Kolbuszowscy policjanci interweniowali w szpitalu w związku ze zgłoszeniem dotyczącym odmowy przyjęcia na oddział pacjenta znajdującego się w bezpośrednim stanie zagrożenia życia.
Dyżurny komendy w Kolbuszowie wezwał na miejsce dodatkowo prokuratora. Tomasz Chudzik z Prokuratury Rejonowej w Kolbuszowej opisał Polsatowi News swoją interwencję.
Porozmawiałem z ratownikami medycznymi, rozmawiałem z lekarzem dyżurnym, ustaliłem, że pacjentowi udzielana jest pomoc.
O zdanie na temat zaistniałej sytuacji zapytano prawniczkę Karolinę Podsiadły-Gęsikowską. Jej opinia budzi w takich momentach skrajne emocje.
Policja, czy też prokuratura, nie ma uprawnień do tego, żeby wpływać na podjęcie decyzji przed podmiot leczniczy, tudzież lekarza, który decyduje, czy dany pacjent nadaje się do hospitalizacji, czy też nie.
W normalnych warunkach panujących w kraju zapewne ten przepis miałby sens, jednak przypomnijmy sprawę śmierci dwóch osób, także z powodu nieudzielenia pomocy w szpitalu.
Zmarła 28-letnia kobieta w 17-tygodniowej ciąży

Chodzi o młodą, ciężarną kobietę, której trzy placówki nie przyjęły na oddział. Kobieta wraz z dzieckiem, które nosiła pod sercem straciła życie. Trzy szpitale z: Ostrowa Wlkp., Kalisza i Poznania odmówiły kobiecie przyjęcia na oddział mimo poważnego zagrożenia życia. Kobieta była w 17-tygodniu ciąży, gdy 3 sierpnia trafiła do szpitala w Ostrzeszowie na oddział ginekologiczny, z silnymi dolegliwościami duszności. Niestety tam poczuła się znacznie gorzej i tamtejsi lekarze podjęli decyzję o przetransportowaniu 28-latki do szpitala w ostrowie Wielkopolskim. Pod koniec transportu, na podjeździe szpitala stan pacjentki pogorszył się jeszcze bardziej, tam zmarła.
Władze Ostrzeszowskiego Centrum Zdrowia opublikowały komunikat w sprawie śmierci ciężarnej kobiety i jej dziecka. W jego treści przedstawiono kolejne zdarzenia związane z transportowaniem pacjentki do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie mimo długiej reanimacji pacjentka zmarła.
Komunikat Ostrzeszowskiego Centrum ZdrowiaW dniu 03 sierpnia 2020 r. o godzinie 6.37 do Ostrzeszowskiego Centrum Zdrowia Sp. z o.o. Przyjęta została pacjentka z powodu duszności i kilkugodzinnego osłabienia. Pacjentka była w 10 tygodniu ciąży. Wykonano szereg badań laboratoryjnych. Z uwagi na podejrzenie zatorowości płucnej wykonano badanie Angio TK klatki piersiowej. W wyniku przeprowadzonych badań stwierdzono niewydolność wielonarządową oraz niewydolność oddechową. Ze względu na stan ogólny pacjentkę podłączono do respiratora i przekazano o godz. 14.10 na OIOM w Ostrowie Wielkopolskim. Po przetransportowaniu do Ostrowa Wielkopolskiego stan pacjentki uległ dalszemu pogorszeniu i mimo długotrwałej reanimacji pacjentka zmarła.
Prezes zarządu
Marek Nowiński
Ciężarna kobieta dwukrotnie nie została przyjęta na oddział we Wrześni – dziecko przyszło na świat martwe

8 września, mimo wyraźnych zaleceń do natychmiastowego wykonania cesarskiego cięcia, przyjmujący na oddział kobietę w zaawansowanej ciąży lekarz, zignorował zalecenia od lekarza ginekologa zapisane na skierowaniu, do natychmiastowego przeprowadzenia cesarskiego cięcia. jak stwierdził, nie było podstaw do wykonania zabiegu, więc następnego dnia pacjentka została wypisana do domu. Kobieta zgłosiła się w tym samym szpitalu 12 września ze skierowaniem na natychmiastową cesarkę od innego lekarza ginekologa, lecz przyjmujący na oddział lekarz ponownie nie zobaczył wskazań do przeprowadzenia zabiegu.
Chcesz skierowanie – pukaj kijem w parapet
W szpitalu w Gnieźnie pojawiła się 13 września. Przeprowadzono w placówce wymagany zabieg cesarskiego cięcia, jednak pomimo starań, maleństwo przyszło na świat martwe.
Jest o wiele więcej podobnych przykładów skrajnej nieodpowiedzialności przedstawicieli służby zdrowia. Jedna z czytelniczek portalu “NadWisłą24.pl” opisała w internecie przychodnię w Tarnobrzegu, która rządzi się dość osobliwymi prawami, gdy pacjent potrzebuje otrzymać skierowanie od specjalisty. Na tyłach budynku, opartym o ścianę sporych rozmiarów kijem należy bić w parapet, wówczas z okna wyłoni się pani z dokumentem.

To, że dodzwonić się tam nie można, to jest jedna sprawa, ale oni już przeginają całkowicie. Z powodu pandemii koronawirusa[/b, przychodnia ta zamknęła się po prostu dla pacjentów na “cztery spusty”. Jeśli ktoś jest umówiony na konkretną godzinę do specjalisty, to dzwoni dzwonkiem i jest wpuszczany do środka. Natomiast do mojego lekarza rodzinnego dostać się nie mogę, jedyną opcja jest teleporada
Każdy, kto ma podobne pomysły niech pamięta, że każdy kij ma co najmniej dwa końce…
O tym pisałam ostatnio: Gdy skończył pierwszy rok życia, trafił do szpitala w ciężkim stanie. Rodzice Leosia modlą się i proszą o pomoc