Odmowa pomocy
Materiały prywatne

Wstrząsające nagranie trafiło do sieci. Szpital odmówił udzielenia pomocy napadniętemu i pobitemu mężczyźnie! Gdy domagał się badania, postraszono go policją

Koronawirusowa pandemia strachu sięga zenitu. Coraz więcej skandalicznych zaniedbań służby zdrowia i policji budzi społeczne niepokoje i paniczny strach przed drugim człowiekiem. Medialna  propaganda robi ludziom z mózgu papkę, strasząc nowymi odmianami koronawirusa, a wszystko to zbiera śmiertelne żniwo

Do kolejnej skandalicznej sytuacji doszło w Gliwicach na Górnym Śląsku. Na skrzynkę DoSedna.Info dotarły oburzające materiały.

W wyniku prowokacyjnego zachowania uczestniczki sporu, jaki rozegrał się w czwartek 4 marca bieżącego roku, na jednym z wjazdów na parking wspólnoty mieszkaniowej, rosły i agresywny mężczyzna napadł i pobił jej mieszkańca, który usiłował dostać się na miejsce parkingowe.

Uparta kobieta, tarasując mu przejazd, zamiast zjechać nieco na bok znacznie mniejszym pojazdem lub cofnąć się nieco do wyjazdu wcześniejszego, wyłączyła silnik i czekała, aż sporych rozmiarów auto przeciśnie się między nią, a budynkiem lub się wycofa z powrotem na ruchliwą ulicę, taranując auto, które wjechało za nim.

Gdy kierowca po wyjściu z auta próbował wyjaśnić upartej pani, że wystarczy zjechać nieco na bok, by wszyscy się pomieścili i każdy mieszkaniec tak właśnie robi, doskoczył do niego sporych rozmiarów, agresywny mężczyzna, który zmuszony był czekać w swoim aucie za upartą panią. Chwilę później, za prowodyrką napaści stał sznurek aut…

Nim kierowca zablokowanego auta się zorientował, że tamten zachowuje się zdecydowanie bardziej agresywnie, niż człowiek zwyczajnie zdenerwowany otrzymał pierwszy cios w okolicę oka i doszło do bójki.

Napadł na mężczyznę i go pobił
Materiały prywatne

Gdy duszenie poszkodowanego zmęczyło napastnika, zszedł z niego i poszedł naradzać się z kobietą, która de’facto była powodem całego zajścia.

Policja nie przyjechała na wezwanie
Materiały prywatne

Należy zaznaczyć, że wszyscy wyjeżdżający z podwórza mogli skorzystać z węższego wyjazdu, którym ostatecznie uciekł sprawca i większość świadków.

Wyjazd z podwórza
Materiały prywatne

Większość zdarzenia uwieczniła żona poszkodowanego, która zaniepokojona długim niewracaniem męża z pracy, wyszła mu na przeciw. Słysząc klaksony na wjeździe w podwórze, przeczuła kłopoty…

Gdy zobaczyłam, jak mąż tłumaczy coś pani z białego samochodu wiedziałam, że chodzi o małą ilość miejsca przejazdu. Mieszkańcy wspólnoty wiedzą, że ten, który ma możliwość zjechać na bok, ustępuje miejsca temu, który nie ma takiej możliwości. To jest u nas normalne. Ta pani jednak tu nie mieszka i najwyraźniej liczyła na to, że skoro jest kobietą, mąż w magiczny sposób przefrunie 2,7 tonowym samochodem nad nią, by mogła spokojnie wyjechać z podwórza…

Niestety nie miał możliwości przefrunąć, wycofać się lub zjechać na bok, więc na moich oczach spróbował poinstruować ją, jak bezpiecznie się wyminąć… Gdy zobaczyłam, jak ten łysy typ zbliża się do męża, usłyszałam, że mam włączyć nagrywanie,

Ten człowiek był jak w amoku, jak ludzie, którzy działają pod wpływem substancji niedozwolonych! Wyglądał, jakby chciał udusić mi go albo skręcić mu kark! Nawet nie czuł, jak próbowałam go z męża zwlec! Ten potworny widok, emocje z tym związane i ta bezsilność – ciąż we mnie siedzą i powodują wściekłość wymieszaną ze strachem, że stracę miłość mojego życia!

Gdy mąż wzywał przez telefon policję, uparta pani usiłowała uspokoić własne sumienie, upewniając się u agresywnego typa, że przecież to ona miała rację.

Policja nie przyjechała na wezwanie
Materiały prywatne

Gdy zobaczyli, że mąż rozmawia z policją, w cudowny sposób znaleźli możliwość wyjazdu węższą drogą, którą mieli po swojej prawej stronie i tamtędy wszyscy uciekli.

Napastnik i świadkowie zbiegli z miejsca napadu
Materiały prywatne

Zostałam z mężem w oczekiwaniu na policję, lecz nikt się nie zjawił… Poszliśmy zatem do domu. Mąż zdjął z siebie brudne ubrania, skaleczenia i otarcia zostały umyte i opatrzone, a uszkodzenie w stawie barkowym i wylew krwi w lewym oku zaczęły doskwierać coraz bardziej. Mimo wszystko mąż wykazał się rozsądkiem, nie był agresywny i jedynie się bronił…

Po godzinie czekania na policję, mąż sam ponownie zadzwonił by spytać, czy w ogóle wybierają się na miejsce zdarzenia, gdyż wciąż czekamy, sprawca napaści i świadkowie już dawno uciekli, a on się czuje jeszcze gorzej… Okazało się, że policja otrzymała od dyspozytorki przyjmującej zgłoszenie nieprawidłową informację odnośnie lokalizacji, a policjant przyznał przez telefon, że koledzy przejechali się w tej okolicy radiowozem i odjechali nie widząc żadnej bójki… Nie oddzwoniono do męża dlatego, że numer telefonu mieli funkcjonariusze z Katowic, a nie z Gliwic. 

Mąż został dodatkowo poinstruowany, że obdukcję musi zrobić na własną rękę uiszczając wymaganą opłatę. Do teraz nie wszczęto poszukiwań sprawcy napadu, choć adres miejsca jego zamieszkania jest nam znany. Nie został zatrzymany, a zgłoszenia jakby nie było.

Zamiast udzielić pomocy pobitemu mężczyźnie, postraszono go wezwaniem policji

Gdy udaliśmy się do szpitala wyznaczonego do pełnienia funkcji pogotowia, pracownicy medyczni odmówili mężowi udzielenia pomocy mimo, że zgłaszał silny ból głowy, wylew krwi w oku, uszkodzenie stawu barkowego i ogólne osłabienie. Usiłowano zmusić nas oboje do poddania się testowi na koronawirusa, nazywając go triażem,. Według definicji w Wikipedii to [red. czytane z telefonu]“procedura medyczna stosowana w medycynie ratunkowej, umożliwiająca służbom medycznym segregację rannych w wypadku masowym w zależności od stopnia obrażeń oraz rokowania. W Polsce powszechny jest system S.T.A.R.T. (Simple Triage and Rapid Treatment – prosta selekcja i szybka pomoc). 

Na ocenę stanu zdrowia osoby poszkodowanej „segregator” ma tylko 30 sekund – testowanie nas obojga na obecność koronawirusa mogło potrwać nawet pół godziny

Oburzającym jest fakt, że na tak zwany pierwszy ogień wypchnięto młodziutką i najpewniej niedoświadczoną jeszcze osobę, by zmagała się z pacjentami w kontenerze przeznaczonym do pobierania wymazów nazywanych triażem! Widząc nasz opór przed wpychaniem nam patyków do nosa, wpuściła nas dalej dając do zrozumienia, że wchodzimy na własną odpowiedzialność…

Testowanie w kontenerze
Materiały prywatne

Gdy mąż zaczął domagać się badania i prześwietlenia z powodu pogarszającego się samopoczucia, wezwany przez pielęgniarkę – rejestratorkę lekarz dyżurujący, zagroził mężowi wezwaniem policji. Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że ów lekarz, z początku nie miał pojęcia o tym, że zanim trafią do niego pacjenci, zmuszani są oni do pobrania im wymazu celem przeprowadzenia testu na obecność koronawirusa.

Ten proceder uparcie nazywany był przez tamtejszy personel medyczny triażem, który z testem na koronawirusa nie ma nic wspólnego. Mało logiczne było zatem wykrzykiwane przez pielęgniarkę jak mantra zdanie, że lekarz bez wymazu nie przyjmuje!

Chcąc skorzystać z prawa otrzymania pomocy medycznej, nadal domagał się pomocy ze strony lekarza, lecz został postraszony policją. Jak można przeczytać w Europejskiej karcie Praw Pacjenta: „Każda osoba ma prawo do korzystania z prawidłowo świadczonych usług zdrowotnych, niewyrządzających jej żadnej krzywdy, wolnych od błędów, zgodnie z dobrą praktyką lekarską, oraz prawo dostępu do świadczeń zdrowotnych i leczenia zgodnych z wysokimi normami bezpieczeństwa. (9 – prawo do bezpieczeństwa) „.

Poniższy film pokazuje, jak służby mające obowiązek dbania o nasze bezpieczeństwo i zdrowie, mają za nic nasze prawa jako człowieka i pacjenta. Wielu Internautów udostępniło film dalej, więc i my to robimy…

ARVE Error: need id and provider
YouTube

Uznałam, że może się przydać: TERAPEUTYCZNA BAJKA DLA DOROSŁYCH, KTÓRYM BRAKUJE PEWNOŚCI SIEBIE [AUDIO]

Zerknij: Sekta – siedlisko zła. Jak brak samodzielnego myślenia prowadzi do zbrodni

O TESTACH NA KORONAWIRUSA: BUDOWA TWARZOCZASZKI, A TESTY PCR. JAK WYGLĄDA POBIERANIE PRÓBEK W CELU STWIERDZENIA OBECNOŚCI KORONAWIRUSA

3 comments

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.